Wywiad z dwukrotnym Mistrzem Świata.

kłosek_
Wywiad z uczniem naszej szkoły – Michałem Kłoskiem
Prowadzący: Mikołaj Chmieliński

Mikołaj Chmieliński: Może na początek opowiedz, co trenujesz?
Michał Kłosek: Trenuje jedną z japońskich sztuk walki budo, celem każdej z nich jest rozwój osoby pod względem fizycznym, ale i co ważniejsze mentalnym. Ja wybrałem karate, tu zasady zachowania określa dojo kun, powinniśmy się do nich stosować nie tylko podczas treningów, ale i w codziennym życiu. Mój styl nosi nazwę Shotokan. Nazwa pochodzi od pseudonimu pierwszego nauczyciela tego stylu oznaczającego szumiącą sosnę. Należę do federacji WTKF (WORLD TRADITIONAL KARATE-DO FEDERATION) popularnie zwanej karate tradycyjnym.

Mikołaj: Co dało ci karate?
Michał: Na pewno ukształtowało mój charakter, dało pewność siebie, duży szacunek do innych ludzi i naukę, że nie warto się poddawać, a ciężka praca zawsze przynosi efekty.

Mikołaj: Jakie są twoje osiągnięcia w tym sporcie?
Michał: Nic specjalnego. Zostałem dwukrotnym Mistrzem Świata, zdobywcą Junior World Grand Prix Tokio mam po dwa krążki każdego koloru z Mistrzostw Europy, zdobyłem Puchar Interkontynentalny i dwa Puchary Europy, z Mistrzostw Polski mój dorobek to 8 złotych medali, 3 srebrne i 3 brązowe medale. Razem z drużyną jestem również trzykrotnym zdobywcą Pucharu Polski w Kumite, czyli walce.

Mikołaj: To teraz nieco zaskakujące pytanie, jaka była Twoja największa porażka? W czym jesteś najsłabszy?
Michał: No rzeczywiście takiego pytania się nie spodziewałem… ciężko mi wybrać tę jedną największą porażkę, więc pozwolę sobie przytoczyć dwie. Pierwsza miała miejsce na ostatnim Pucharze Polski Dzieci w jakim miałem okazję startować. Jako najstarszy w kategorii jechałem tam w roli faworyta ze względu na wcześniejsze medale, niestety, jak to bywa w sporcie, przez zbyt dużą presję pomyliłem się. Zamiast upragnionego pucharu zakończyłem starty w pierwszej rundzie. Druga porażka miała miejsce w tym roku. Również podczas pierwszej rundy toczyłem walkę z moim przyjacielem, bardzo utytułowanym zawodnikiem. Na początku pojedynku straciłem na chwilę koncentrację i mój rywal wykonał wysoko punktowaną kombinacje, która skończyła naszą rywalizację. Z pomocą przyszli moi koledzy z drużyny, którzy nie tylko nadrobili straty punktowe, ale i doprowadzili do sukcesu całej drużyny. Myślę, że najsłabszy jestem w kontrolowaniu swoich emocji, przez które zdarza się, że startuje znacznie poniżej oczekiwanego poziomu. Dochodzi do tego także frustracja, której doświadczyłem startując w Pucharze Polski Dzieci, i trzykrotnie zdobywając drugie miejsce, co wiązało się z trzema przegranymi finałami. Muszę przyznać, że było to bardzo trudne, gdyż cały czas moim celem było stawanie na najwyższym stopniu podium podczas najważniejszej imprezy w Polsce. Na szczęście udało mi się to już dwa lata po opuszczeniu kategorii dzieci.

Mikołaj: Jakiś czas temu odbywały się mistrzostwa świata na Tauron Arenie. To największa hala w Polsce, i z całą pewnością patrzyły na ciebie tłumy. Co czujesz w takich momentach, jak radzisz sobie z presją?
Michał: Z tym akurat nie mam problemu. Od dziecka wielu ludzi oglądało moje starty i mimo że ta liczba rośnie nie zwiększyło to mojej presji, wręcz przeciwnie, lubię występy przy wielu widzach, szczególnie kiedy jestem z nich zadowolony.

Mikołaj: Czyli bardziej stresujące od stania na macie jest pisanie sprawdzianu?
Michał: (śmiech) To zależy z czego jest sprawdzian. Trudno porównać… to całkiem inny rodzaj zdenerwowania, ale sama walka nie jest problemem, jeśli chodzi o stres, tutaj rolę bardziej odgrywa ranga zawodów niż ilość skierowanych w moją stronę oczu.

Mikołaj: Pozostając w tematyce szkolnej, jak udaje Ci się pogodzić szkołę i sport na tak wysokim, bo światowym, poziomie? Ile zajmują Ci treningi, wyjazdy, zawody?
Michał: Jest to nie lada wyzwanie, kiedy zaczynam okres startowy na początku września co tydzień mam wyjazdy na zawody czy zgrupowania. Poza tym poświęcam dużo czasu na treningi na co dzień w klubie. Optymalną formę uzyskuję spędzając około dziesięciu godzin na sali w tygodniu na treningu technicznym, plus trening siłowy w domu. Muszę odpowiednio planować czas i często rezygnować z wielu przyjemności czy spotkań towarzyskich, ale nie żałuje, bo karate jest dla mnie bardzo ważne.

Mikołaj: Czy myślisz o karate w kategoriach możliwej przyszłej pracy? Opowiedz po krótce o polskich strukturach karate, sponsorach, czy jest to opłacalny sport?
Michał: Zdecydowanie nie, jest to bardziej moje hobby. Wiem, że jedna kontuzja może zniszczyć moją przyszłość w tym sporcie, dlatego znajdę sobie sprawę z tego jak ważna jest nauka. Karate przez to, że nie jest sportem olimpijskim uzyskuje bardzo mało funduszy. Z tego samego powodu i przez ,,małą powierzchnię reklamową” trudne jest znalezienie sponsora. Kiedy startuję czy wchodzę na podium mogę mieć na sobie tylko kimono, na którym nie wolno mieć żadnych napisów czy naklejek. W ten sposób trudno cokolwiek reklamować. Z tych dwóch powodów karate może być tylko hobby i to nie zawsze opłacalnym, teraz wchodzę w wiek, w którym będę mógł prowadzić treningi, ale i to nie przynosi jakichś dużych korzyści finansowych. Jedyną pomocą w tej kwestii są stypendia, o które regularnie ubiega się wielu karateków.

Mikołaj: Czy to oznacza, że pomimo tylu sukcesów będziesz musiał za jakiś czas mocno to ograniczyć, lub zrezygnować?
Michał: Nie chciałbym tutaj wybiegać za daleko w przyszłość. Mogę jedynie powiedzieć, że póki co staram się wszystko ze sobą pogodzić. Nie zawsze jest to możliwe, ale daję z siebie wszystko, często kosztem snu. Jak będzie za kilka lat? Nie wiadomo. Jeśli karate dostanie się na Igrzyska Olimpijskie, o co się ubiegamy, sytuacja na pewno się zmieni.

Mikołaj: Kto jest Twoim wzorem i idolem w świecie karate?
Michał: Trudno wybrać kogoś kto jest moim jedynym idolem. Jest wielu zawodników czy trenerów, którzy mi imponują ze względu na osiągnięcia. Jednak uważam, że każdy z tych sukcesów jest do osiągnięcia przy odpowiedniej ilości pracy i wytrwałości. Jest jednak przykład postawy, która wywarła na mnie szczególne wrażenie. Mówię tu o Anecie Zatwarnickiej, która na skutek choroby musiała mieć amputowany kawałek twarzy oraz wszystkie kończyny. Mimo tak tragicznej sytuacji nie poddała się i dzięki rehabilitacji, i nowym protezom może teraz ćwiczyć i brać udział w pokazach.  Muszę przyznać, że daje mi to siłę w momentach zawahania, bo postawa Anety udowadnia, że nie ma barier nie do przekroczenia.

Mikołaj: Na zakończenie, czy jest jakiś sekret i sposób na sukces w tej dyscyplinie?
Michał: Zacząłem mając 4 lata 4 miesiące i 4 dni zgodnie z japońską tradycją, o której moi rodzice nie mieli pojęcia i być może to tym liczbom zawdzięczam moje osiągnięcia.